Zapachy retro i vintage

Czy miewacie niekiedy odczucie, że współczesne zapachy są bardzo do siebie podobne? Łapiecie się na tym, że męczy was kolejny słodziak czy zapach białych kwiatów? Także w innych dziedzinach życia czujecie nostalgię za minionymi dekadami? Lubicie przenosić się w przeszłość słuchając starej muzyki, oglądając klasyczne filmy czy, jakżeby inaczej, używając perfum vintage? Jeśli tak, to świetnie trafiliście, ten artykuł poświęcony jest właśnie takim zapachowym wehikułom czasu. Udowadniamy w nim również, że zapachy retro to nie zawsze staroświeckie dusiciele dla babć i cioć, ale niekiedy ciągle inspirujące evergreeny.

Oczywiście marką, która w całości sama w sobie jest ponadczasowym klasykiem i symbolem stylu retro jest Chanel. Wielokrotnie już wspominaliśmy o ich zapachach, a legendarnej “piątce” poświęciliśmy nawet osobny artykuł, gdyż niewątpliwie na niego zasługuje. Oferta Chanel to jednak nie tylko N°5, ale również wiele innych zapachów pozostających w sprzedaży od kilkudziesięciu lat. Weźmy choćby N°19, zapach na pewno nie tak sławny jak “piątka”, ale za to dużo bardziej przystępny i pomimo upływu lat zaskakująco świeży. To zielony, przydymiony szyprowy majstersztyk sztuki perfumiarskiej, niedościgniony wzór tego typu zapachów i ostatni produkt osobiście zatwierdzony przez Coco Chanel. To puder, krem, jeden z najbardziej intensywnych irysów z mchem dębowym, skórą, wetiwerem i różą.

 

Innym wyjątkowym klasykiem jest Guerlain Shalimar, przebogata, klasyczna kompozycja, za którą kryje się wyjątkowa historia cesarza Szahdżachana i jego wcześnie zmarłej małżonki Mumtaz Mahal, na cześć której pogrążony w żałobie wdowiec kazał wybudować jedną z najpiękniejszych budowli w historii, czyli Tadź Mahal. Shalimar, autorstwa najsłynniejszego perfumiarza z rodu Guerlainów, czyli Jacques’a Guerlaina. To balsamiczno-drzewno-dymny zapach o wyjątkowo złożonej i bogatej strukturze, w którym najbardziej dominujące nuty to wanilia, kadzidło, skóra, cytrusy, opoponaks, drzewo sandałowe czy irys. Zapach ten doczekał się wielu wersji i reinterpretacji, był też kilkakrotnie reformulowany, zawsze jednak urzekał i przyciągał kobiety swoją nieodpartą elegancją, tajemniczością i złożonością.
Kolejnym wyjątkowym klasykiem był pierwszy Christian Dior Miss Dior, zupełnie inny zapach niż ten, który obecnie sprzedawany jest pod tą nazwą. Powstały na początku lat 50., urzekał przez ponad dwie dekady, aż w końcu zniknął ze sprzedaży, powracając jednak w prawie niezmienionej formie w roku 2011 jako Christian Dior Miss Dior Eau de Toilette Originale na fali rosnącego zainteresowania historią perfum i stylem retro. To zapach bardzo prosty ‒ to tylko galbanum, jaśmin sambac i paczula, co wyróżnia go na tle klasycznych zapachów, które w większości są przebogate. Otwarcie to czysta zieleń, która przechodzi w nuty kwiatowe i głęboką, drzewną niemal paczulę. Zapach ten jest jednak wbrew pozorom dość delikatny i przyjemny w odbiorze.
Estée Lauder Youth Dew to z kolei jeden z najpotężniejszych zapachów wszech czasów, i piszemy to z pełną odpowiedzialnością za te słowa. Jest bardzo intensywny i powinny sięgać po niego tylko osoby już na niego zdecydowane. Potrafi on jednak odwzajemnić się niezwykłym bogactwem tekstury i świetnym przejściem z ciemnego charakteru początkowych minut i godzin projekcji aż po jaśniejsze, bardzo przyjemne zamknięcie. To bardzo dobry zapach na zimę, ze względu na nuty przyprawowe i dymne, w tym goździki, kadzidło, cynamon, balsam tolu, balsam peruwiański. Z czasem zapach staje się spokojniejszy i wyczuwalne stają się nuty kwiatowe i owocowe.
Balmain Vent Vert to z kolei prototyp setek zielonych zapachów, które pojawiły się na rynku po nim. Oczywiście od samego otwarcia przez długie minuty zapach pachnie pięknie świeżo skoszoną trawą i innymi nutami zielonymi (część z nich ma bardzo wytrawne, gorzkawe przebłyski), z której stopniowo wyłaniają się najpierw cytrusy (obłędnie intensywna bergamotka i limonka), a potem rozliczne nuty kwiatowe i wreszcie piękne, bliskoskórne nuty żywiczne i mchowe. Zapach ten to niedościgniony wzór trwałości ‒ nawet dwanaście godzin wyczuwalności na skórze to wyjątkowo dobry wynik, zwłaszcza jak na zapach o takiej charakterystyce.
Jednym z najstarszych działających nieprzerwanie domów perfumiarskich jest słynny londyński Penhaligon’s, szczycący się kilkoma zapachami produkowanymi od ponad stu lat. Blenheim Bouquet i Hammam Bouquet przez długie lata stanowiły trzon oferty firmy i w dalszym ciągu mogą się podobać, mimo że powstały odpowiednio w 1902 (!) i 1872 (!!!) roku. Blenheim Bouquet to archetypiczny zapach cytrusowy z lawendą, sosną, czarnym pieprzem. Oficjalnie jest to zapach męski, naszym zdaniem jednak jest wyjątkowo neutralny pod tym względem i spokojnie może być noszony przez kobiety. Względem innych zapachów cytrusowych wyróżnia się tym, że cytrusy pachną jak gdyby były przysuszone, choć sam zapach w dalszym ciągu pozostaje świeży. Co ciekawe był to ulubiony zapach Winstona Churchilla. Hammam Bouquet z kolei nosi w sobie koncept utrwalania przeszłości, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że to zapach już 145-letni, a wciąż pozostający w sprzedaży. Czuć tu suszone kwiaty, ze zdecydowanie pierwszoplanową różą, a także jak gdyby stare książki bądź pergaminy, wosk, a także raczej wysuszone już drewno. Polecamy ten zapach głównie fanom róży, nie tylko mężczyznom, jako że kobiety uwielbiają go z powodu jego niezaprzeczalnej klasy.
Innym zapachem, który pozostaje w sprzedaży od wielu pokoleń jest Lanvin Arpège, który swą premierę miał w 1927 roku. To obok Shalimara czy chanelowej “piątki” jeden z tych zapachów, który przetrwał próbę czasu i do dziś zaskakuje i ma sporo do zaoferowania. Rozpoczyna się od świeżych, orzeźwiających nut aldehydowych, na szczęście zupełnie nie z gatunku tych świdrujących w nosie. Tutaj podano je w delikatnej pudrowo-cytrusowo-liliowej formie. Drugą cech charakterystyczną Arpège są białe kwiaty, skomponowane wyjątkowo harmonijnie, selektywnie i przystępnie, tak że nie jest trudnym zadaniem rozpoznanie ich. Ostatecznie zapach można określić jako pudrowo-mydlany zapach, idealny do aplikacji tuż po kąpieli czy prysznicu.
Marką, która wyjątkowo ceni swoje klasyczne, jak i po prostu nieco starsze zapachy jest bez wątpienia Christian Dior. W ich polityce priorytetem jest zachowanie w sprzedaży starszych produktów, a od czasu do czasu przywracanie dawnych zapachów. Diorissimo to zapach o sześćdziesięcioletniej historii, przetrwał przemijające mody i okazał się zapachem ponadczasowym. Na pewno pomogła w tym jego lekkość, jakże wyróżniająca ten zapach na tle większości innych produktów pozostających w sprzedaży od wielu dekad. Diorissimo to wiosna pachnąca konwalią, bzem lilakiem, lilią i jaśminem, roztaczająca woń kwitnącej trawy, czystej wody, słońca… To radosny, bardzo uniwersalny i wciąż chętnie wybierany zapach, który z pełnym przekonaniem polecamy.
Wśród zapachów retro zdecydowanie wciąż broni się Hermès Calèche, pierwszy damski zapach od tego słynnego domu perfumiarskiego, choć tak właściwie powinna być tutaj mowa o dwóch zapachach, ponieważ w tym samym czasie powstały wersje EdT i EdP, kompletnie od siebie różne, obie pozostające po dziś dzień w sprzedaży. My skupimy się na wersji toaletowej, jako że jest znacznie bardzie popularna i dużo łatwiej dostępna. Nie mamy dostępu do opinii na temat tego zapachu w roku premiery (1961) i krótko po niej, ale najprawdopodobniej wywołał on wtedy niemałe poruszenie w świecie wielbicieli perfum. Otwarcie to wyjątkowa czystość i świeżość. Dość mocne nuty aldehydów i cytrusów ze wspaniałym cyprysem, kwiatem pomarańczy i neroli choć stanowią same w sobie bardzo intrygujące rozpoczęcie, nie dają wyobrażenia o tym, co będzie działo się dalej. A dzieje się wiele, jak choćby bardzo ciekawe połączenie irysa z różą, w dodatku w akompaniamencie gardenii, jaśminu, ylang ylang i konwalii. Całość jest pudrowo-mydlana, a jednocześnie bardzo świeża i orzeźwiająca, co nie jest zbyt łatwe do osiągnięcia, i co ciekawe przy tej charakterystyce i prawdziwym bogactwie nut kwiatowych jest to przede wszystkim zapach drzewny! Wspaniale wpleciono bowiem tutaj drzewo sandałowe, cedr i mech dębowy, ujawniające się w pełnym swym bogactwie w miarę wyciszania się zapachu. Całość skomponowana jest bardzo harmonijnie, zapach jest dostojny i elegancki, pasujący do kobiety z klasą. Ogromnym jego atutem jest stanowiąca właściwie pieczęć tej marki trwałość, do której Hermès przyzwyczaja jak widać kolejne już pokolenie odbiorców.
W tym roku mija siedemdziesiąta rocznica premiery zapachu Nina Ricci L’Air du Temps. To prawdziwie kobiecy pudrowy klasyk w pięknym flakonie z dwiema splecionymi synogarlicami. Ten zapach to buchające goździki, przyprawy i kwiaty. L’Air du Temps pasuje do bardziej dojrzałych kobiet, które chcą podkreślić swoją stateczność.
W przyszłym roku z kolei minie setna rocznica premiery Guerlain Mitsouko, kolejnego pudrowego zapachu, o niesamowitej, legendarnej wręcz trwałości. Mitsouko jest jednak mniej kwiatowy, a bardziej drzewny, spokojniejszy od L’Air du Temps, oba jednak przywodzą na myśl wiosnę. Kompozycyjnie to całkiem nowoczesny zapach, zresztą na tle wielu wymienionych wcześniej pachnie bardzo współcześnie. Wśród nut występują mech dębowy i wetyweria, cynamon, brzoskwinia, bergamotka, przyprawy, ylang-ylang i róża. To wyjątkowo czarowne, pełne klasy pachnidło, z którym czas obszedł się wyjątkowo łagodnie.
 * * *
Który z wymienionych przez nas zapachów znacie, macie, lub który zaintrygował Was najbardziej? Dajcie znać w komentarzach!