Pisaliśmy już wcześniej o kilku niszowych markach, wśród których niektóre stawiały w większości zapachów na podobne nuty, mające stanowić niejako sygnaturę, znak wyróżniający marki. Nie inaczej jest w przypadku Juliette Has a Gun – w większości zapachów przewija się nuta piżma i ambroksanu, dość często pojawia się także róża. Z kolei owa Juliette z nazwy marki to oczywiście Julia z dramatu Szekspira, tym razem jednak nie tak niewinna i bezbronna, jak to miało miejsce w literackim pierwowzorze. Zapachy JHaG mają być jednocześnie dziewczęce lub kobiece i zadziorne, zarazem otwarte i tajemnicze.
Another Oud to podejście marki do tematu zapachów oudowych, z przesadną skromnością nazwany „kolejnym oudem”. Sam flakon, w szczególności jego biały kolor może sugerować, że zawartość jest stonowana i nieprzesadnie narzucająca się, i rzeczywiście tak jest. Znaczna część zapachów o podobnej charakterystyce jest bardzo intensywna, wręcz przytłaczająca, tutaj agarowo-piżmowy duet doskonale łagodzą malina i bergamotka. Do tego zmysłowego charakteru dodaje mu niezwykle podniecająca nuta ambroksanu, również podana w rozsądnej ilości. Możemy ze spokojem polecić ten zapach zarówno wielbicielom tego typu produktów, jak i tym, dla których może to być pierwsza przygoda z oudami, czy też nawet osobom, które nigdy nie były do nich przekonane.
Anyway z kolei jest zapachem stworzonym z umiłowania prostoty i czystości. Podobnie jak w przypadku wielu zapachów Juliette Has A Gun wyraźne nuty to ambroksan i piżmo, oraz dopełniająca nieco syntetycznego charakteru molekuła hedione. Bardzo kremowy charakter zapachu potęgują neroli i jaśmin, jednak takie natężenie potencjalnie mdłych nut zostało zbilansowane limonką, podaną tak intensywnie, że Anyway doskonale sprawdzi się nawet w największe upały jako doskonale świeży, chłodzący wręcz zapach, przypominający nieco zapachy drogich kremów na słońce.
Citizen Queen to na wskroś damski nowoczesny szyprowy zapach, stanowiący bardzo ciekawą próbę reinterpretacji klasyków o tej charakterystyce. Pisząc klasyki mamy na myśli naprawdę najwyższą półkę w postaci choćby Shalimara czy Chanel Coromandel. Zazwyczaj nie polecamy tego typu działania, ale w tym przypadku zapach doskonale sprawdza się przy perfumowanej ubrań, na których utrzymuje się całymi dniami, tworząc doskonałą skórzano-różaną zapachową mgiełkę. Bardzo wyraźny jest także irys, żywice oraz, szczególnie w otwarciu, aldehydy. Całość określilibyśmy jako pudrowo-różaną, zdecydowanie jednak nie w starym stylu, przywodzącym na myśl nasze babcie czy ciocie – to raczej pełen werwy zapach dla wchodzących w najlepsze lata życia młodych kobiet idących po swoje.
Gentlewoman to z kolei bardzo ciekawa wariacja na temat neroli, właściwie neutralny uniseks, który daje fantastyczne poczucie czystości i prostej elegancji z pewną dozą luzu, czy nawet nonszalancji. Dużo tu świeżych i białokwiatowych nut, w tym kwiatów pomarańczy, bergamotki, lawendy, ale najbardziej intryguje właśnie neroli ciekawie zestawione z bardzo wyraźnymi migdałami. Oprócz tego klasyczne dla marki nuty piżma i ambroksanu dodają Gentlewoman nieco erotycznego charakteru, czyniąc ten ogólnie rzecz biorąc spokojny i stonowany zapach nieoczywistym, niepozbawionym tajemnicy.
Wśród kilku nosów pracujących dla JHaG najbardziej znanym jest opisywany już przez nas kiedyś genialny Francis Kurkdjian. To przede wszystkim bogata, intensywna i świeża róża w klasycznej kombinacji z paczulą i piżmem, choć Kurkdjian podlał tę kompozycję “nie-zapachem” w postaci doskonale wyczuwalnych molekuł Iso E Super i ambroksanu. Prawdopodobnie to one sprawiają, że kobiecie noszącej Lady Vengeance bardzo trudno odmówić… Kurkdjian wiedział co robił, idealnie odmierzając taką ich ilość, by nie odstraszyć nie przepadających za nimi osób. To zdaje się w ogóle kolejna spośród charakterystycznych cech marki – potrafią przedstawić kontrowersyjne nuty w taki sposób, by nawet osoby je omijające mogły się do nich przekonać. Tym bardziej, że nawet w teorii dość ciężki zestaw (ileż to różanych zapachów może przyprawić o ból głowy…) jest doskonale złagodzony świeżą kombinacją lawendy, wanilii i bergamotki.
Mad Madamejest bliźniaczym zapachem Lady Vengeance, ale w tym przypadku z jednej strony nieco mniej intensywnym, z drugiej jednak nieco bardziej zwariowanym. Tutaj również szaleje róża, a oprócz niej po prostu skrzy się od nut o zupełnie różnej charakterystyce, przy czym o dziwo całość jest spójna i jak najbardziej nadaje się do noszenia. Oprócz samej róży, która jak wiadomo nie wszyscy lubią nie brak kontrowersyjnych nut, jak np. animalne kastoreum, bardzo intensywny balsam tolu czy narkotyczne tuberozy. To mogło skończyć się katastrofą, a za to jest bardzo, bardzo dobrze i bardzo, bardzo ciekawie. Zdecydowanie odradzamy używać tego zapachu latem, zwłaszcza jeśli zamierzacie podróżować środkami transportu zbiorowego, natomiast dla najbardziej śmiałych i odważnych użytkowniczek perfum to może być jedno z najważniejszych odkryć zapachowych.
Obok jednego z najbardziej udanych zapachów marki, czyli Lady Vengeance, drugim zapachem Francisa Kurkdjiana jest Miss Charming, który okazał się być rzeczywiście czarującym zapachem, z kwaśną, a przez to niezwykle świeżą różą. Nieco słodyczy dodaje liczi, natomiast owoce leśne i truskawki sprawiają, że zapach jest bardzo rześki. Całości dopełnia piżmo, które jest bardzo wyraźne, lecz jednocześnie nie przeciąża bardzo udanej i harmonijnie poprowadzonej kompozycji. Zapach ten jest bardzo uniwersalny i nadaje się do noszenia przez cały rok, co raczej stanowi rzadkość, jeśli chodzi o różane perfumy.
Not a Perfume z kolei to zarazem mała prowokacja i zapach nie będący zapachem – to wyłącznie nuta ambroksanu, która nadaje się doskonale jako utrwalacz innych zapachów. Ambroksan bardzo dobrze rezonuje ze skórą, wydobywając z niej piękno jej zapachu, tak samo zresztą dzieje się przy zetknięciu z perfumami – Not a Perfume uwypukla i wysuwa nieco do przodu ich sensualną bazę. To również zapach kojarzący się z seksem, z wyzwalaną podczas stosunku elektryczną, nieuchwytną, trudną do określenia energią.
Równie seksowna jest Romantina, stanowiąca bardzo udaną interpretację klasyki w postaci kompozycji piżma, róży i paczuli. Oprócz nich jednak kompozycja upstrzona jest wieloma innymi elementami – są białe kwiaty, nuty drzewne, żywiczne, animalne, wanilia, irys… Zapach doskonale współgra ze skórą, mieniąc się całym swym bogactwem, przez cały czas pozostając w obrębie trzech głównych nut jako dominant.
Na koniec pierwszy zapach, który możemy traktować w kategoriach flankera jednego z zapachów marki. Vengeance Extremeoczywiście nawiązuje do Lady Vengeance, jednak w tym przypadku zdecydowanie mniej piżma, a dużo więcej paczuli, która wraz z bułgarską różą zdominowały kompozycję. Całość jest niewątpliwie wyjątkowo ciepła i otulająca. Fanom zapachów różanych zdecydowanie możemy ją polecić, jeśli zaś chodzi o osoby, które chciałyby zacząć przygodę z różą, być może powinny zacząć np. z Lady Vengeance, i jeśli się spodoba, wówczas sprawdzić Vengeance Extreme.
Znacie markę Juliette Has A Gun? Często sięgacie po niszowe perfumy, czy jednak wolicie bardziej popularne zapachy?