Spośród wielu niszowych producentów perfum Histoires de Parfums jest marką szczególną ze względu na ich filozofię. Każdy z zapachów domu Histoires de Parfums jest inspirowany życiorysem wyjątkowej postaci, wydarzeniem czy ważnym miejscem historycznym.
Główną postacią kryjącą się za tą marką jest niezwykły człowiek nazwiskiem Gérald Ghislain. Urodzony na południu Francji, wychował się w Maroku, poznał zatem uroki życia po obu stronach Morza Śródziemnego.
Jego marzeniem było przełożenie radości życia tego regionu, jego historii, charakteru kulturowego i duchowego na język zapachowy. Można powiedzieć, że cel ten Ghislain zrealizował – w krótkim czasie (HdP powstało w 2000 roku) udało się mu stworzyć rozbudowany, bardzo urozmaicony i przy tym niezwykle udany katalog pełen doskonałych i kompletnie różnych zapachów.
Dwa pierwsze z nich są nominalnie męskie, ale naszym zdaniem to w zasadzie uniseksy.
1725 jest inspirowany postacią Casanowy (rok oznacza datę urodzin tej postaci, podobnie jak w przypadku pozostałych produktów marki), najsłynniejszego kochanka w historii, potrafiącego wcielać się w rozmaite osoby, by zdobyć wdzięki upatrzonych kobiet. Otwarcie jest lekko pudrowe a jednocześnie świeże ze względu na cytrusy i zioła oraz słodkawe ze względu na lukrecję i wanilię. Nad całością dominuje klasyczna, świetnie poprowadzona nuta lawendy. I choć zazwyczaj określenie “zmysłowy zapach” to oklepany banał, to w tym przypadku jest ono jak najbardziej uzasadnione. Zapach ten jest niemal jadalny, co zapewne nawiązuje do tego, że Casanova będąc libertynem, był również świetnym kucharzem, doskonale zdającym sobie sprawę z faktu, że jedną z dróg do uwiedzenia kobiety może być zmysł smaku.
1740 Marquis de Sade to oczywiście skóra, skóra i jeszcze raz skóra, nieco przydymiona i otoczona żywicami, przywodząca na myśl ogromny pokój ze starodawnymi, ciężkimi drewnianymi meblami, kominkiem i egzotycznymi ozdobami. Podobnie jak w przypadku 1725, w kompozycji nie mogło zabraknąć zioła uważanego za afrodyzjak. w tym przypadku jest to blisko spokrewniony z lubczykiem arcydzięgiel.
1826 Eugénie de Montijo to specyfik poświęcony ostatniej cesarzowej Francji, postaci niezwykle ciepłej, choć przy tym niewątpliwie bardzo zagadkowej. Taki też jest sam zapach, zarazem bezpiecznie i przyjemnie otulający ambrą i paczulą, jest w nim jednak coś lekko pikantnego i stymulującego, być może to zasługa fiołka lub imbiru.
1828 Julius Verne to cytrusy i drzewa iglaste (sosny i cedry) oraz eukaliptus i pieprz. Wyjątkowo świeży produkt, przy tym lekko pikantny. Składniki wykorzystane do wyprodukowania tego zapachu, podobnie jak w przypadku pozostałych od Histoires de Parfums, są najwyższej jakości, przez co pachnie on bardzo naturalnie, jest wyjątkowo trwały (co przy świeżakach wcale nie jest regułą) i doskonale się nosi bez względu na pogodę.
1876 Mata Hari to wyjątkowa i niezwykle różnorodna wariacja na temat różany, z jaśminem, drzewem sandałowym, kuminem, irysem, goździkiem, cynamonem, czarną porzeczką, liczi i cytrusami. To bardzo ciekawy, delikatny zapach orientalny, również z lekko kulinarnymi akordami. Nienachalnie uwodzi, nie drażni, tylko lekko pobudza.
1899 to z kolei wspaniały zapach dedykowany postaci Ernesta Hemingwaya, który obok bycia pisarzem również wcielał się w rozmaite inne role. Był więc również żołnierzem, podróżnikiem, reporterem, ojcem, kochankiem. Sama kompozycja zdecydowanie zaskakuje, nie ma w niej bowiem nic z surowej męskości, z którą często kojarzony jest autor, jest za to pewna łagodność i delikatność, a także świeżość lasów i ogrodów Orientu. Są tu jałowiec, wanilia, cynamon, pieprz, bergamotka, skarby ze sklepu kolonialnego. 1899 to dokonały uniseks, idealny na ciepłe, czy nawet upalne dni.
1969 Parfum de Revolte to owocowo-paczulowy specyfik z bardzo wyraźnymi goździkami,brzoskwinią, różą, kawą i gorzką czekoladą. To uniseks, naszym zdaniem jednak bardziej dla mężczyzn. Zwracamy uwagę na kolejny akcent kulinarny, co jest chyba znakiem firmowym całej serii. Tutaj dostajemy świetnie podany nieprzesłodzony deser. Zapach jest nieco buntowniczy, zadziorny, a przy tym szalenie erotyczny.
W katalogu Histoires de Parfums znajdziemy także limitowaną edycję operową, upamiętniającą premiery najsłynniejszych oper w historii.
1831 Norma nawiązuje do opery Vincenzo Belliniego. To piękny, paczulowo-kwiatowy damski zapach. Otwarcie to przede wszystkim kwiaty, które po dość długim czasie lekko przesychają, robiąc miejsce benzoesowi, wanilii i pralinom. W tym momencie też pięknie i delikatnie prezentuje się doskonale wyprowadzona nuta paczuli.
1875 to z kolei rok premiery Carmen Georges’a Bizeta, a także zapach rezonujący nutami drzewnymi i bursztynem, z paczulą, szafranem, imbirem i olibanum. To bardzo ciepły, przytulny zapach, taki, który idealnie nadaje się do miejsc, w których można się rozsiąść.
1890 Le Dame de Pique poświęcona jest słynnej “Damie Pikowej” Piotra Czajkowskiego. To wyśmienity zapach dla kobiet, w którym skóra, paczula, ambra i róża przyskórnie doskonale otulają. To zdecydowanie jeden z naszych tej serii, jak i całego katalogu producenta.
1904 to słynna Madame Butterfly Pucciniego, eteryczny, nie męczący irys, a także neroli, heliotrop, mandarynka, cedr i piżmo. To doskonały zapach raczej dla dojrzałych kobiet, który doskonale podkreśli ich piękno i wdzięk.
1926 wreszcie to Turandot Pucciniego jest bodaj najłagodniejszym z zapachów z całej serii. Wśród nut najważniejsze to narcyz, kadzidło, skóra, paczula, białe kwiaty, imbir i gruszka. To lekko przydymiony narcyz, nieprzesadnie narkotyczny, raczej zadziwiająco lekki i świeży, doskonale współgrający z przyprawami i białymi kwiatami, pięknie kontrastujący z nadającą świeżości bardzo soczystą gruszką. Zdecydowanie polecamy.
Znacie zapachy marki Histoires de Parfums? Dajcie znać, który jest Waszym faworytem!