Kolejna zachwycająca premiera! Obok Idole Lancome, Libre od Yves Saint Laurent, jest to jeden z najbardziej reklamowanych i promowanych zapachów ostatnich miesięcy.
Czy są to perfumy, które zasługują na uwagę? Zdecydowanie tak! Zacznijmy od tego pięknego flakonu! Klasyczny, lecz z pazurem, tak go najłatwiej można podsumować. Klasyczny kształt butelki, z mocno ozdobnym logiem marki i ciekawie ściętym korkiem. Na pewno jest to flakon, który każda kobieta chętnie zobaczyłaby w swojej kolekcji. Nie ma w nim nic kiczowatego czy też infantylnego, co coraz częściej niestety zdarza się wśród premier ostatnich lat.

I co najlepsze, podobnie jest z samą kompozycją! Nie ma tu banalnej słodyczy, nie ma mowy o nietrwałym nijakim zapachu, Libre zdecydowanie jest jakiś! Otwarcie jest niczym owocowe prosecco – lekko musuje w towarzystwie rześkich cytrusów i czarnej porzeczki. A później klimat zmienia się diametralnie, jakby ten początek był takim psikusem ze strony perfumiarza, ponieważ pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać połączenie lawendy z wanilią, którego po tym otwarciu nikt by się nie spodziewał.
I pewnie wielu z Was po haśle „wanilia, lawenda” od razu skojarzył się zapach Mon Guerlain, jednak mimo podobnego motywu przewodniego, są to dwie zupełnie różne kompozycje. Libre jest mniej słodki, mniej otulający, o wiele bardziej klasyczny. Wanilii i lawendzie towarzyszą białe kwiaty z jaśminem na czele, jednak dalej to tylko uzupełnienie głównego tematu. Akcenty kwiatowe dodają klasy temu zapachowi, lekko go odciążają i czynią bardziej uniwersalnym.
